niedziela, 1 października 2017

39. PZU Maraton Warszawski

Jakoś się złożyło, że to kolejny mój maraton po 3 latach przerwy. Ostatni biegłem w Łodzi w 2014r.

Tym razem zapisałem się na maraton dość spontanicznie z kilku powodów:

1. Chciałem sobie znowu przypomnieć jak to jest pobiec w maratonie, poczuć atmosferę i doping kibiców, pościgać się z innymi.

2. Ostatnimi czasy miałem sporo odpoczynku i w czasie blisko 3 miesięcy przerwy od pracy i siedzacego trybu życia postanowiłem sprawdzić, czy przyniosło to jakiś pozytywny efekt i jak wypadnę w maratonie. W czasie tych miesięcy sporo biegałem, więc i efekt powinien byc zauważalny.

Rzeczywiście efekt był zauważalny i dowodzi temu, że siedząca praca zabija organizm.

Poprawiłem życiowy rekord o 20min i ukończyłem maraton z czasem netto 04:05:36


Troche to też zaleta pogody - było idealnie: nie za zimno, nie za ciepło, pochmurnie i troche dżdżyście.

Trasę oczywiście trackowałem


Kondycyjnie byłem o tyle dobrze ustawiony, że na ostatniej prostej miałem jeszcze siłę przycisnąć. Pamiętam jak na poprzednim maratonie nogi odmówiły mi posłuszeństwa od 35km i praktycznie doczłapałem się na metę.

Ku pamięci pare zdjęć z imprezy zamieszam poniżej.







czwartek, 10 sierpnia 2017

Pamiętniki z Wakacji: Bratysława

W Bratysławie zatrzymaliśmy się w hotelu Elisabeth Old Town przed Booking.com
Rezerwowaliśmy parking, ale po przyjeździe okazało się, że hotel nie otrzymał informacji na ten temat i zmuszeni byliśmy zaparkować na ulicy. Na szczęście znalazło się wolne miejsce zaraz na przeciwko hotelu.
W Bratysławie można kupić bilet parkingowy albo tradycyjnie w parkomacie albo wysyłając SMS z numerem strefy i numerem rejestracyjnym na numer 2200 lub korzystając z aplikacji mobilnej, która de facto też wysyła smsa, tylko że przygotowuje go za nas z odpowiednimi numerami strefy itd.
Niestety próbowałem bezskutecznie kupić parking przez aplikację i wysyłając smsa. SMS został wysłany, ale parking nie wystartował. Nie otrzymałem też żadnego potwierdzenia ani informacji o błędzie. Kiedy sprawdziłem koszty wysłanych smsów w sieci Play okazało się, że pod numer 2200 są darmowe, zatem wnioskuję, że po prostu wysłane zostały one do Polski pod ten numer a nie na Słowację. Wysyłanie pod 2200 poprzedzony numerem kierunkowym Słowacji też się nie udało. Ostatecznie pozostało.mi wykupić parking tradycyjnie w parkomacie co kosztuje 0.6 € za 30 min (parking jest płatny od 8.00 do 16.00). Dla porównania SMS-em można kupić parking na cały dzień za 8 €

Co do zwiedzania, to załapaliśmy się na darmowy spacer z przewodnikiem, który rozpoczyna się codziennie o 16.00 spod Pomnika Hviezdoslava.


Wycieczka trwała ok 1.5 godz i była dość interesującą. Wiodła przez stare miasto obok Katedry św. Marcina i miejsca, gdzie kiedyś stała synagoga, która została zburzona przez komunistów, żeby zbudować trasę.



Widzieliśmy Most UFO i Smurfowy Kościół :)



Następnego dnia wybraliśmy się na Zamek.


Porównując miasto i jego zabytki z tym co widzieliśmy w Budapeszcie, to w Bratysławie nie ma zbyt wiele do oglądania jeśli nie chcemy wchodzić do muzeów.


Co do możliwości wybiegania się to po stronie Dunaju przeciwnej do Starego Miasta biegnie ścieżka rowerowa na 20km wzdłuż rzeki. Po stronie Starówki też jest ścieżka ale trochę krótsza, ale spokojnie można zacząć na Starówce, potem pobiec wzdłuż rzeki, przebiec na drogą stronę i biec w kierunku przeciwnym żeby zatoczyć koło i znów wrócić mostem (jakieś 15km trasy)


środa, 9 sierpnia 2017

Pamiętniki z Wakacji: Mostar

W Mostarze zatrzymaliśmy się w Villa For You na Starym Mieście. Hostel bardzo przyjemny i niedrogi (80€ za pokój dwuosobowy)
Również, obsługa okazała się bardzo miła, wesoła i otwarta. Przy pierwszym śniadaniu Panie same z siebie zaoferowały wyciągnięcie naszego nicponia na spacer do ogrodu, dzięki czemu mogliśmy spokojnie zjeść śniadanie. Dostaliśmy też świeżo usmażoną jajecznicę.

Stare miasto w Mostarze ma brukowane ulice, więc chodzenie z wózkiem nie należy do najprzyjemniejszych, ale jest wykonalne.



Trafiliśmy na niespotykane upały w tym roku. Temperatura dochodziła w cieniu do 42 stopni. Chodzenie w południe przy takich temperaturach jest męczące dla dorosłych a co dopiero dla rocznego malucha. Większą część czasu staraliśmy się zatem spędzać w cieniu lub kawiarni i pamiętaliśmy o regularnym piciu dużej ilości wody.



Najsłynniejsza chyba atrakcja turystyczna w Mostarze jest most. Tam można spotkać lokalnych pływaków którzy za min. 20 euro zgodzą się skoczyć z mostu do rzeki. Akurat przypadkiem byliśmy świadkiem takiego występu.


Daliśmy radę wejść do jednego meczetu, zobaczyć panoramę miasta z jego wierzy, potem zobaczyć kościół i katedrę katolicka, na koniec odpocząć w parku, w którym znajduje się Plac Hiszpański dofinansowany, podobnie jak szkoła podstawowa obok niego, przez Hiszpanów (dar od króla Juana Carlosa, co widnieje na pamiątkowej tablicy)


Dla mnie pouczające było zobaczyć jak współgrać mogą ze sobą dwie kultury oparte na religiach chrześcijańskiej i islamie. Można? Można !
Wszyscy żyją tu ze sobą od lat razem i widok cmentarza, na którym mieszają się ze sobą krzyże z nagrobkami islamskimi nie jest tu wyjątkowym.


Pamiętniki z Wakacji: Medjugorje i wodospady Kravica

W drodze z Omiša do Mostaru zwiedziliśmy Medjugorie i wodospady Kravica.
Z Omiša wyjechaliśmy ok. godziny 11.00 by po jakiejś pół godziny dojechać do granicy z Bośnią i Hercegowiną (https://goo.gl/maps/RLx3mRWhixB2)

Na granicy niestety trzeba było odczekać około 30 min w kolejce, ale potem już poszło szybko.
W Medjugorie pierwszym zaskoczeniem były dla nas sklepy z pamiątkami. Jest w nich praktycznie wszystko z wizerunkiem Matki Boskiej, począwszy od zapalniczek, popielniczek, przez koszulki, a skończywszy rzecz jasna na różańcach, obrazkach, świecach i innych dewocjonaliach
Zapalniczki to już chyba trochę przesada. Szukałem otwieracza do butelek, ale nie udało mi się znaleźć. Zapewne szukałem niewystarczająco dobrze, bo miejscowi na pewno już o tym pomyśleli :)



Ciekawostką jest że objawienia w Medjugorie nie zostały uznane przez Kościół, jednak nie zabrania on pielgrzymek, jako, że to że objawienia nie zostały udowodnione nie oznacza, że faktycznie się nie wydarzyły. Każdego dnia przybywają tam rzesze pielgrzymów.
Swoją drogą to bardzo dobra okazja, żeby wypromować małą wioskę i zrobić z.niej centrom światowej turystyki. Na każdym kroku można tam spotkać duże hotele i takie, które dopiero się budują.

Co do samych atrakcji to możemy wejść do kościoła św. Jakuba z figurką Matki Boskiej, przejść się krótką drogą krzyżowa w parku w pobliżu kościoła, wyspowiadać w jednej z wielu specjalnych pomieszczeń (każde drzwi oznaczone kartką z językiem w jakim spowiadają), a wytrwalsi mogą wejść na górę objawień jakieś 2 km od kościoła. Jest ona widoczna z dołu i uwieńczona krzyżem.
My z wózkiem zrezygnowaliśmy z tego ostatniego.

Kościół sam w sobie jest bardzo prosty. Wewnątrz nie ma zbyt wiele do oglądania poza figurką. Może to i lepiej bo głównym przeznaczeniem tego miejsca ma być modlitwa a nie zwiedzanie.
Z parkowaniem też nie było problemu. Na parkingu przy kościele było jeszcze dużo wolnego miejsca, ale pewnie dlatego że był to poniedziałek. Najwięcej ludzi przybywa tam w niedzielę, kiedy to jest organizowana specjalna modlitwa z odmawianiem różańca i w piątki na drogę krzyżową.




Z Medjugorie pojechaliśmy nad wodospady Kravica. Tam za wejście do Parku Narodowego płaci się zaledwie 3 marki bośniackie (ok. 6 PLN), co w porównaniu z biletami w Krka, czy Plitwickich Jeziorach robi miłą różnicę.
Poza wodospadami w których można się kąpać i barem, gdzie można tanio zjeść, nie ma tam nic innego ale i tak podobało nam się bardziej niż w Krka
Po pierwsze, dostęp do wody jest lepszy, bo brzeg nie jest tak zalesiony. Po drugie, nie było tam takich tłumów jak na Krka i większy spokój. Jest to doskonałe miejsce żeby spędzić cały dzień, wykąpać się, poleżakować, wypożyczyć sobie kajak i popływać po jeziorze i odpocząć.
My jednak nie mieliśmy już za wiele czasu bo dochodziło do 18.00 a chcieliśmy jeszcze dojechać do Mostaru.
Miejsce jednak godne polecenia bardziej niż Krka, jeśli już ktoś był na Plitwickich Jeziorach, bo jeśli nie, to w Krka można jeszcze trochę pochodzić po kładkach wokół parku czego w Kravica już nie ma.




Droga do Mostaru wiodła po stromych górskich zboczach. wieloma serpentynami, które w blasku zachodzącego słońca wyglądały pięknie.

poniedziałek, 31 lipca 2017

Pamiętniki z Wakacji: Šibenik i Park Narodowy Krka

Do Šibenika zajechaliśmy 26 lipca 2017 w drodze powrotnej z Parku Narodowego Krka.
Spośród innych miast, które odwiedziliśmy ostatnio (Split, Trogir, Zadar) to miasto wydało się najmniej zaludnione przez turystów. 

Po uliczkach starego miasta można było snuć się spokojnie i nie przebijać przez tłumy ludzi.
W większości uliczek mogliśmy przejść nawet z wózkiem dziecięcym, ale kilka razy trzeba było go przenieść po schodach. 

Początkowo czytając różne relacje w Internecie obawialiśmy się że w ogóle będziemy musieli zrezygnować z wózka jednak nie było tak źle.
Wygląd uliczek nie odbiega od innych starych miast Chorwacji, ale tutaj uwagę zwracają wiszące nad głowami kolorowe chorągiewki.

Miasteczko jest małe, ale godne polecenia.





Wracając do głównego punktu programu dnia, czyli do Parku Krka mogę tylko odradzić zwiedzanie go w sezonie. Ludzi było wszędzie tak dużo, że z trudem udało się przejść po wąskich kładkach a z samej kąpieli w Skradinskim Buku (chyba główna atrakcja) zrezygnowaliśmy, bo przebijanie się przez zasieki z obozowisk na brzegu i wzajemne deptanie w wodzie to nie nasza bajka. 




Myślę że lepiej byłoby tam pojechać w czerwcu lub wrześniu albo w porze zwiedzania po 16.00, kiedy też bilety są tańsze i mniej ludzi.
Natomiast co do zwiedzania z wózkiem dziecięcym nie było z tym problemu, większość miejsc jest przejezdna. W sumie może 2 lub 3 razy potrzeba było znosić lub wnosić wózek po schodach.
W porównaniu z Parkiem Jezior Plitwickich jeziora na rzece Krka nie robią już takiego wrażenia.

czwartek, 20 lipca 2017

Pamiętniki z Wakacji: Trogir i Omiš

Do Trogiru wstąpiliśmy na pół dnia po drodze z Zadaru do Omiša.
Stare miasto w Trogirze jest bardzo podobne do tego w Zadarze. Uliczki są wąskie, brukowe, kamienne fasady domów i co krok kafejki i konoby (tawerny).
Promenada na wybrzeżu przyjemna, ale ta w Zadarze moim zdaniem ładniejsza.



Do Omiša dojechaliśmy ok. 17.00. Trasa wiedzie cały czas wzdłuż wybrzeża po krętej drodze więc jedzie się ok. 50km/h i można delektować się pięknymi widokami.

W Omišu, mimo że to mała miejscowość, zastaliśmy tłumy ludzi, zwłaszcza młodzieży w mocno imprezowych nastrojach. 
Na szczęście zatrzymaliśmy się kawałek od centrum w mieszkaniu wynajętym na AirBNB w domu jednorodzinnym nad rzeką Cetina.




Ze wszystkich stron otaczają nas góry i cały czas słychać płynącą wodę. Przyjemnie jest posiedzieć na tarasie przy kawie i powpatrywać się w wysokie szczyty.
Aż naszła mnie wieczorem ochota na przebiegnięcie się po okolicy (chociaż może to kwestia mrożonej kawy, którą wypiłem o 18.00). 

Okazuje się, że żeby pobiec po płaskim terenie musiałbym się wrócić do centrum, więc wybrałem co było pod ręką (a raczej nogą) i pobiegłem na trasę górską prowadzącą na pobliski szczyt szlakiem na Ostrvica.

Jakieś 15 minut zajęło mi wbiegnięcie a raczej wejście na najwyższy, jak mi się wydaje, punkt (bo potem ścieżka schodziła już do dołu z drugiej strony góry), ale i tak zmachałem się niemiłosierne. Czasy, gdy biegłem Rzeźnika chyba już minęły bezpowrotnie. Chociaż kto wie, może jak pozbędę tu przez 2 tygodnie i regularnie wybiegam się w górach..




W kolejnych dniach testowałem inne trasy biegowe w okolicy.
Ta wzdłuż rzeki wydaje się być najłagodniejsza i ruch na drodze jest mniejszy, a pobocze szersze.

Natomiast w stronę Splitu charakteryzuje się dużym nachyleniem i praktycznie nie ma pobocza a natężenie ruchu jest spore, wiec jest mało bezpiecznie.


sobota, 15 lipca 2017

Pamiętniki z Wakacji: Zadar

W Zadarze byliśmy od 14 do 16 lipca w Pensjonacie Roko jakieś 30 min. pieszo od starego miasta.

Nasz gospodarz polecił nam jednak aby pojechać autem i zaparkować w pobliżu Gradskiego mostu zamiast iść w skwarze, co było dobrą wskazówką, bo darmowy parking można tam znaleźć bez problemu. Możemy polecić to miejsce.

Starówka jest mała i można ją przejść we wszystkie strony w jakieś 2-3 godziny. Pełna jest wąskich klimatycznych uliczek prowadzących nad morze. W północnej części plaży znajdują się Morskie Organy, czyli betonowe szpary w nabrzeżu, w które dmucha wiatr wydając dźwięki - taka wielka kamienna harmonijka ustna.

Organów można posłuchać na filmie:


Popołudnie postanowiliśmy spędzić na plaży, którą polecił nam gospodarz jako małą i spokojną, zacienioną, gdzie sam lubi jeździć z dziećmi, więc pojechaliśmy do Petrčane. Samochodem jakieś 15 min. od naszego pensjonatu.
Miejsce faktycznie przyjemne, z tym że akurat wiał silny wiatr więc nie posiedzieliśmy za długo na plaży, a kąpiel malucha przy dużych falach nie była tak przyjemna. 

Za to przespacerowaliśmy się promenadą wokół małego portu i zjedliśmy kolację w jednej z wielu knajpek przy widoku zachodzącego nad morzem słońca. Ten dzień można uznać za udany.



Następnego dnia po śniadaniu udaliśmy się na plażę w Nin, o której słyszeliśmy, że jest piaszczysta. W Chorwacji większość plaż jest kamienista. Zamiast piaskiem jest pokryta małymi kamykami. Nie dotarliśmy dokładnie do miasta Nin, ale do pobliskiej Kraljičina plaža.
Na miejscu faktycznie był piasek, ale znowu przeszkadzał silny wiatr. Parę kroków z dala od morza już było lepiej wiec tam rozbiliśmy obóz.
Miejsce jest położone na klifie. Na plażę trzeba było zejść na dół.
Z góry można podziwiać widok gór Welebit po drugiej stronie zatoki i przejść się zadbanymi alejkami w parku, w którym też jest plac zabaw dla dzieci.
Miejsce bardzo fajne, spokojne, dużo zieleni i cienia, z dala od ruchliwych dróg, wyposażone w darmowe prysznice i ubikacje na plaży.




Małą dygresja: przed wyjazdem z pensjonatu zorientowaliśmy się, że na tyłach domu w ogrodzie spacerują żółwie stepowe o skorupie wielkości dużej dłoni. Jak nam wyjaśnił gospodarz one tam spędzają cały rok i jest ich ok. 30. Zimą (gdy temperatury spadają do +5 st.) zakopują się pod ziemią i przesypiają do wiosny. Najstarszy liczy 25 lat a dożywają ponoć do 100 lat. Gospodarz przyniósł nam jeszcze z domu dwa maluchy (jakieś 7cm średnicy skorupy) urodzone rok temu. Dla mnie było to niemałe zaskoczenie, bo do tej pory takie żółwie widziałem tylko z zoo :) a tu proszę, chodzą samopas jak kurczaki :D

Pamiętniki z Wakacji: Jeziora Plitwickie

Jeziora Plitwickie to nasz pierwszy postój w Chorwacji podczas bałkańskiego wypadu.
Zatrzymaliśmy się w House Boro w Jezercach.
Jest to kompleks kilku domów gościnnych.  W jednym z nich mieszkają właściciele, tam też znajduje się kuchnia. 
Na obiad zaserwowano nam za 15€ (można tu płacić w Euro jak i w Kunach) na osobę zestaw: do wyboru albo półmisek mieszanych mięs (kurczak, wieprzowina, wołowina), albo grillowany pstrąg z grilla, do tego pieczone warzywa i ziemniaki zasmażane z cebulką, chleb i kwaszona kapusta a na deser ciasto. Wszystko było bardzo smaczne, a jedzenie na świeżym powietrzu i piękna słoneczna pogoda podkreśliły nastrój miejsca. 

Gospodarze są bardzo sympatyczni i zrobili nam nawet gratis pranie (trochę się już tego uzbierało od początku wyjazdu mimo, że część praliśmy ręcznie, jak to przy małym dziecku). 

Na miejscu spotkaliśmy jeszcze 2 albo 3 inne samochody z Polski. Poza tym okazuje się że Chorwacja i Słowenia to ulubione miejsce na wakacje Holendrów. Auta na holenderskich rejestracjach spotyka się tu bardzo często. Uwagę zwraca też mnóstwo Azjatów.

Jedyny mankament House Boro, to że znajduje się zaraz przy ruchliwej trasie i w okolicy są tylko małe uliczki dojazdowe do innych pensjonatów, tak więc za bardzo nie ma gdzie iść na przechadzkę z wózkiem dziecięcym, a do samych jezior trzeba kawałek dojechać autem.


Do jezior wybraliśmy się następnego dnia wcześnie rano. Bilety  do Parku Narodowego Jezior Plitwickich kupuje się na parkingu już od 7.00. Stamtąd dojeżdża się busem na inną stacje albo od razu rozpoczyna trasę w zależności od wybranego wariantu i długości wędrówki. Busy kursują od 8.00.
Z racji wieku naszego malca poszliśmy tą najkrótszą, ale około godziny 12.00 już ją skończyliśmy więc postanowiliśmy rozszerzyć ją o kolejną. W tym celu przepływa się łodzią na drugą część jezior.
Podobno to w tej części był kręcony film "Winnetou".

Cały dzień obyło się bez wózka. Gratulacje dla mojej żony, która większość czasu musiała małego taszczyć w nosidełku, bo ja taszczyłem plecak.
Widzieliśmy może ze 2 osoby z wózkami jak znosiły i wnosiły je po schodach albo z trudem wymijali innych po wąskich drewnianych kładkach, wiec wyprawa z wózkiem za bardzo nie miałaby sensu.





Nazajutrz wyjechaliśmy do Zadaru.

wtorek, 11 lipca 2017

Pamiętniki z Wakacji: Bled

Bled i Słowenia urzekły nas całkowicie. Piękne widoki, dużo zieleni i nieskażona przyroda.
Zatrzymaliśmy się w pensjonacie Guest House Golja jakieś 15 minut piechotą od centrum Bled.

Bled to mała miejscowość, ale tętniąca życiem (przynajmniej o tej porze roku). Można tu wybierać spośród wielu klubów i barów, ale na nas największe wrażenie zrobił widok samego  jeziora.
Zastaliśmy tafle wody niezmąconą wiatrem, oświetlone zachodzącym słońcem porośnięte zielenią skały. Woda w jeziorze jest tak czysta, że na głębokość kilku metrów widać roślinność i pływające ryby.

Chciałoby się tu spędzić więcej czasu, szczególnie że zaplecze do aktywnego wypoczynku jest znakomite. W okolicy jest wiele tras pieszych i rowerowych. Samo jezioro można bez przeszkód przemierzyć dookoła, co też nie omieszkałem się zrobić biegiem.


Biega się bardzo przyjemnie. Mogę śmiało stwierdzić, że to do tej pory najprzyjemniejsze miejsce w czasie naszej wycieczki na Bałkany.






niedziela, 9 lipca 2017

Pamiętniki z Wakacji: Wiedeń

W piątek 7-go lipca wyjechaliśmy do Wiednia. Podróż z Ołomuńca zajęła nam jakieś 3 godziny.
Na miejscu byliśmy już o 12.30 żeby zakwaterować się w hotelu ..
Wrażenia z wystroju hotelowego pokoju można opisać jednym zdaniem, cytując jedną z bohaterek filmu Kogel Mogel:
Źródło: http://i1.pudelekx.pl/ba69933c680dfa3e4476c5eb03a835b1bd99e297/1-png

A oto kilka ujęć wnętrz:


Szczerze mówiąc wolimy mniej cukierkowe wystroje, iście wyjęte z muzeum.
Hotel utrzymany jest w stylu rokoko, podobnie jak Pałac Schönbrunn, który mieliśmy okazję obejrzeć zaraz po zakwaterowaniu.

Pałac znajduje się jakieś 30 minut piechotą od hotelu i jest jedną z zabytkowych perełek Wiednia. We wnętrzu nie byliśmy, ale z racji wcześniej wspomnianego stylu chyba woleliśmy skupić się na ogrodach, nie wspominając o ganianiu dzieciaka, żeby przypadkiem nie stłukł jakiejś bezcennej wazy. Tego chyba nasze ubezpieczenie OC mogłoby nie pokryć.

Jednak cały teren wokół zamku bardzo nam przypadł do gustu i małemu też. Mógł bez ogródek przeczesać ogródek.
W parku jest mnóstwo zieleni, drzew które dają miły cień w upalny dzień. Kilka fontann daje dodatkowe ochłodzenie.
Tak spędziliśmy pozostałą część popołudnia, przechadzając się po parku.
W parku można też pobiegać. Jest on otwarty codziennie od 6.30 do 21.00 zatem nie omieszkałem przetestować go tym celu.
Nazajutrz z rana poubijałem parę ścieżek.


Spotkałem tam bardzo dużo biegaczy i spacerowiczów już o 7 rano.

Po śniadaniu wybraliśmy się do zoo przy pałacu. Jest to ponoć pierwsze zoo w Europie. Jest ono usytuowane stosunkowo na małej przestrzeni. Z racji tego wybiegi dla zwierząt też nie są zbyt duże ale można obejrzeć sporo ciekawych gatunków jak flamingi, pandy, niedźwiedzie polarne, pingwiny, czy hipopotamy. 
Swoją drogą? Dlaczego pingwinom nie marzną stopy?
Ano między innymi dlatego, że mają w stopach specjalne naczynia krwionośne, w których temperatura krwi spada do zera stopni Celsiusza.



Całkiem ciekawe jest też akwarium i terrarium a na wzgórzu znajduje się tradycyjna chata austriacka, gdzie można zakupić różne ekologiczne wyroby jak sery kozie, owcze, czy też napić się świeżego mleka. W zagrodzie można zobaczyć zwierzęta, które są źródłem tych wyrobów. Małemu szczególnie do gustu przypadło głaskanie kóz i pogoń za kurczakami :)







Oczywiście półtora dnia to za mało na zwiedzanie Wiednia. Nie dotarliśmy nawet do centrum, tylko skupiliśmy się na pałacu i okolicy. Nie wchodziliśmy też do muzeów, n.p. Muzeum Techniki, które wydaje się być ciekawe. Innym razem. Przed nami kolejny cel podróży - Słowenia i Jezioro Bled.