Jeziora Plitwickie to nasz pierwszy postój w Chorwacji podczas bałkańskiego wypadu.
Zatrzymaliśmy się w House Boro w Jezercach.
Jest to kompleks kilku domów gościnnych. W jednym z nich mieszkają właściciele, tam też znajduje się kuchnia.
Na obiad zaserwowano nam za 15€ (można tu płacić w Euro jak i w Kunach) na osobę zestaw: do wyboru albo półmisek mieszanych mięs (kurczak, wieprzowina, wołowina), albo grillowany pstrąg z grilla, do tego pieczone warzywa i ziemniaki zasmażane z cebulką, chleb i kwaszona kapusta a na deser ciasto. Wszystko było bardzo smaczne, a jedzenie na świeżym powietrzu i piękna słoneczna pogoda podkreśliły nastrój miejsca.
Gospodarze są bardzo sympatyczni i zrobili nam nawet gratis pranie (trochę się już tego uzbierało od początku wyjazdu mimo, że część praliśmy ręcznie, jak to przy małym dziecku).
Na miejscu spotkaliśmy jeszcze 2 albo 3 inne samochody z Polski. Poza tym okazuje się że Chorwacja i Słowenia to ulubione miejsce na wakacje Holendrów. Auta na holenderskich rejestracjach spotyka się tu bardzo często. Uwagę zwraca też mnóstwo Azjatów.
Jedyny mankament House Boro, to że znajduje się zaraz przy ruchliwej trasie i w okolicy są tylko małe uliczki dojazdowe do innych pensjonatów, tak więc za bardzo nie ma gdzie iść na przechadzkę z wózkiem dziecięcym, a do samych jezior trzeba kawałek dojechać autem.
Do jezior wybraliśmy się następnego dnia wcześnie rano. Bilety do Parku Narodowego Jezior Plitwickich kupuje się na parkingu już od 7.00. Stamtąd dojeżdża się busem na inną stacje albo od razu rozpoczyna trasę w zależności od wybranego wariantu i długości wędrówki. Busy kursują od 8.00.
Z racji wieku naszego malca poszliśmy tą najkrótszą, ale około godziny 12.00 już ją skończyliśmy więc postanowiliśmy rozszerzyć ją o kolejną. W tym celu przepływa się łodzią na drugą część jezior.
Podobno to w tej części był kręcony film "Winnetou".
Cały dzień obyło się bez wózka. Gratulacje dla mojej żony, która większość czasu musiała małego taszczyć w nosidełku, bo ja taszczyłem plecak.
Widzieliśmy może ze 2 osoby z wózkami jak znosiły i wnosiły je po schodach albo z trudem wymijali innych po wąskich drewnianych kładkach, wiec wyprawa z wózkiem za bardzo nie miałaby sensu.
Cały dzień obyło się bez wózka. Gratulacje dla mojej żony, która większość czasu musiała małego taszczyć w nosidełku, bo ja taszczyłem plecak.
Widzieliśmy może ze 2 osoby z wózkami jak znosiły i wnosiły je po schodach albo z trudem wymijali innych po wąskich drewnianych kładkach, wiec wyprawa z wózkiem za bardzo nie miałaby sensu.
Nazajutrz wyjechaliśmy do Zadaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz